背嚢と帽子と角笛


Tornister, kapelusik i rożek


昔、3人の兄弟がいましたが、だんだん貧しくなり、とうとうあまりに貧しくて空腹を我慢しなくてはなりませんでした。何も食べたり飲んだりするものがなかったのです。それで「こんな風に続けていられない。世界に出て運を試してみたほうがいいよ。」と言いました。従って3人は出かけていき、すでに沢山の道と沢山の草の上を歩きましたが、幸運にはあっていませんでした。ある日、大きな森に着き、その真ん中に丘があり、近寄ってみるとその丘は全部銀でした。それで長男は「今おれは望んだ幸運を見つけたよ。もうこれ以上何も欲しくないよ。」と言って、運べるだけ多くの銀をとり、向きを変えるとまた家に帰りました。
しかし他の二人は「幸運からただの銀よりもっと多くの何かが欲しい。」と言って、銀には触れず、道を進みました。止まらずに2日長く歩いたあと、全部金の丘に着きました。2番目の兄は立ち止まり、心の中で考えましたが、決心できませんでした。「どうしようか。この金を沢山持っていって残りの人生は十分になるだろうか。それとももっと行こうか?」とうとう決心がついて、ポケットに入るだけ多く詰め込んで、弟にさよならを言うと家に帰りました。
しかし3番目は、「金銀は僕を感動させない。僕は運試しの機会を捨てないぞ。多分もっといいものがまだ与えられるだろう。」と言って旅を続けました。3日歩いたとき、前の森より更に大きく、決して果てに着きそうもない森に着きました。そして食べたり飲んだりするものが何も見つからなかったので、ほとんど精魂が尽きました。それで、上だと森の果てが見えるか確かめようと高い木に登りましたが、目の届くかぎりでは木のてっぺん以外何も見えませんでした。それで、木を下り始めましたが、空腹でたまらず、「もう一度お腹いっぱい食べれさえすればなあ」と心の中で思いました。
下に下りると、木の下にご馳走が広げられて、自分の方に湯気が立ちのぼってくる食卓があったのでびっくりしました。「今度は願いが適当な時期に本当になってている」と言いました。そして、誰がその食べ物を持ってきたか、誰が料理したかを尋ねずに、空腹がいやされるまで楽しんで食べました。食事が終わると、綺麗な小さいテーブル掛けがここの森に捨てられるのは結局は残念だと思い、きちんとたたんでポケットにしまいました。それからまた旅を続けました。そして夜になってまた空腹になると、小さい布を試してみようと思い、広げて、「またご馳走でいっぱいにして欲しい」と言いました。その願いが唇を通るとすぐに最も素晴らしい食べ物がのっている皿が置けるだけ沢山テーブルにのっていました。「今、どの台所で料理が作られるかわかった。 お前は金銀の山より僕にとって高価だ。」と彼は言いました。というのはそれが魔法の布だとはっきりわかったからです。しかし、布では、家で静かに座っていさせるにはまだ十分ではありませんでした。 それよりも世界を放浪し、さらに運を試したいと思いました。ある夜、寂しい森で、ほこりだらけの黒い炭焼きに会いました。そこで炭を焼いていたのですが、火のそばにジャガイモをおいて、食事をつくるところでした。「今晩は、クロウタドリさん、1人でどうだい?」と若者は言いました。
「来る日も来る日も同じだね。毎晩じゃがいもだよ。食べてみるかい?お客になりませんか?」と炭焼きは答えました。「どうもありがとう、君の夕食を盗む気はないよ、お客を予定に入れてなかったでしょ。だけど僕のもっているもので我慢してくれるなら、君を招待するよ。」と旅人は言いました。「誰が用意してくれるんだね?あなたは何ももっていないし、二時間歩く範囲ても何かくれそうな人はだれもいないよ。」と炭焼きは言いました。「それでも食事があるんだ。しかも今まで食べたどれよりもおいしいのがね。」と若者は答えて、背嚢から布を取り出し、地面に広げ、「小さな布よ、ご馳走を出せ」と言いました。するとすぐに、まるで今台所からでてきたばかりのように熱く煮た肉と焼いた肉がそこにありました。
炭焼きは目を見開いてそれを見つめましたが、急かすまでもなく、食べ始め、突っついて一口をだんだん大きくし黒い口に入れました。全部食べてしまうと、炭焼きは満足してにっこりし、「ねぇ、そのテーブル掛けはいいね。この森では私にとってすばらしいものになるよ。ここでは誰も僕に料理してくれる人がいないからね。取替えっこしてくれないか。そこの隅に兵隊の背嚢が下がっているだろ。 確かに古くてぼろっちいけど、中に隠れた素晴らしい力があるんだ。だけどもう使わないから、テーブル掛けと交換にあげるよ。」と言いました。「まずどんな素晴らしい力があるのか知らなくちゃ。」と若者は答えました。
「教えるよ、手でトントンたたくたび伍長と頭から足まで武装した6人が出てきて、命令した何でもやるんだ。」と炭焼きは答えました。「僕に関する限り、他に何もやれることがなければ交換しよう。」と若者は言い、炭焼きに布を渡し、フックから背嚢をとって背負い、別れを告げました。暫く歩いたとき、背嚢の魔法の力を試してみたくなり、トントンたたきました。すると途端に7人の兵士が歩いてきて、伍長が「ご主人様何をお望みでしょう?」と言いました。 「全速力で炭焼きのところへ行き、私の魔法の布を取り戻して来い」と若者がいうと、兵士たちは左を向き、間もなく要求したものを持ち帰りました。そして多くの質問をしないで、炭焼きからとってきたのでした。若者は背嚢に戻るよう命令して、旅を続け、幸運がもっと明るく照るよう望みました。日が暮れるまでに夕食を火のそばで準備している別の炭焼きのところにきました。「肉汁はないが塩でジャガイモを食べる気があれば、来て一緒に座れよ。」とクロウタドリが言いました。「いや、今回は君がお客になるんだ。」と若者は答え、布を広げると、あっという間に最も美しい料理でいっぱいになりました。二人は一緒に飲んで食べて心から楽しく過ごしました。食事が終わると、炭焼きは「棚の上に小さな古い擦り切れた帽子があるんだが、不思議な性質があるんだ。誰かかぶって頭の上でまわすと、12発一緒に発射されたみたいに大砲が出て、何でも全部目茶目茶にするから誰ももちこたえられないんだよ。その帽子は僕には役に立たないから、君のテーブル掛けと交換に喜んであげるよ。」と言いました。
「とても結構だ。」と若者は答え、帽子をとってかぶり、テーブル掛けをおいてきました。しかし、立ち去るとすぐ背嚢をトントンたたき、兵士たちは布を取り戻しに行かなければなりませんでした。「1つがもう1つに続いてくる。僕の運はまだ終わりにきていないようだ。」と思いました。その思いは若者をだましませんでした。丸1日歩いたあと、3番目の炭焼きのところに来ました。そして前の炭焼きと同じように肉汁のないジャガイモに招待しました。しかし、若者は魔法の布の食事を一緒にさせてあげました。そしてその炭焼きは布がとても気に入ったので、帽子とはとても違った性質の角笛と交換することを申し出ました。だれかそれを吹いた瞬間、城壁や要塞がすべて崩れ落ち、町や村が全部廃墟になるというのです。若者はこれを聞いてすぐ、炭焼きに布をあげました。しかし、後に、兵士たちを取り戻しにやりました。その結果、とうとう背嚢、帽子、角笛の3つが全部手に入りました。さあ、「これで僕はいっぱしの男だ。家に帰って兄たちの暮らしぶりを見るときだな」と若者は言いました。
家に着くと、兄たちは金銀で美しい家を建てて、裕福に暮らしていました。会いに行くと、ぼろぼろの上着を着て、頭にはみすぼらしい帽子をかぶり、古い背嚢を背負って入ってきたので、兄たちは弟だと認めようとはしませんでした。「お前は、金銀を見下し、自分にはもっといいものを望んだ私たちの弟だと言ってるよな。そういう人は強大な王様のように豪華な馬車に乗って到着するもんだ。乞食のようにではなく、な。」と嘲って言い、玄関から追い出しました。それで弟は激怒して背嚢をたたき、150人が頭から足まで武装して目の前に立ちました。それから、兵士たちに命令し、兄弟の家を囲ませ、、二人はハシバミ棒を持って傲慢な兄弟を自分が誰かわかるまで打ち据えさせました。
激しい騒動がおこり、人々が走ってきて、困っている二人に手を貸そうとしましたが、兵士たちにかないませんでした。このニュースがとうとう王様のところに届くと、とても怒り、指揮官に軍と一緒に行き、この平和を乱す者を町から追い出すよう命じました。しかし、背嚢もちの男はすぐにさらに大きい兵士の一群を出し、に反撃し、指揮官と部下たちは鼻血を出して退却させられました。王様は「このごろつきはまだ鎮圧されていない。」と言い、次の日、さらに大軍を送りましたが、前よりも更によくありませんでした。若者はさらに上回る兵士を出し、早く終わらせるため、帽子を頭の上で2度回したので、重砲が鳴り響き、王様の部下たちは破れ、逃げました。
「こうなったら、王様が娘を妻にくれるまで和解しないぞ。そして僕が代理で国全体を治めるんだ。」と若者は言い、それを王様に告げさせました。それで、王様は娘に「困ったことに解決の道が無い。私には、あの者が望むことをやる他に方法がない。私が平和を望み、頭に王冠を載せておくにはお前をあげなければならない。」と言いました。
それで結婚式が祝われましたが、王様の娘は、夫がみすぼらしい帽子をかぶり背嚢を背負っている平民なことに腹を立てていました。夫を厄介払いしたくて、日夜どうしたらこれを果たせるか研究しました。そして、「もしかして不思議な力は背嚢にあるのかしら」と思いました。それで愛を装って抱き、男の心が和らいだとき、「その嫌な背嚢を脇に置いておきさえすればいいのに。そのせいであなたはとても醜くみえるから恥ずかしいわ。」と言いました。「お前、この背嚢は一番の宝なんだよ。これをもっている限り、私が恐れる力がこの世にないのだ。」と言って、その背嚢に与えられている素晴らしい美点を娘に洩らしました。
すると娘はまるでキスしようとしているかのように若者の腕に身を投げ出しましたが、巧妙に肩から背嚢を外しそれを持って逃げました。そして一人になると早速背嚢をたたき、兵士たちに前の主人をつかまえ王宮から連れ出すように命令しました。兵士たちは従いました。すると偽りの妻は更に多くの兵を送り男を国から追い出すことにしました。若者はもし帽子をもっていなかったら殺されていたでしょう。それで両手が自由になるとすぐ2回まわしました。途端に大砲が鳴り響き、全てを破壊したので、王様の娘は出てきて許しを乞うしかありませんでした。とても心を動かされる言葉で願い、もっといい妻になるというので、男は納得し、和平を結びました。
王様の娘は、愛想良く振る舞いとても愛してるかのように演じたので暫くすると男をだませるようになりました。その結果、男は、だれかが背嚢を手に入れても、まだ帽子があるかぎり自分には何も手出しできないのだと打ち明けました。娘は、その秘密を聞くと男が眠るまで待ち、帽子を奪っていき、通りに投げました。しかし若者にはまだ角笛が残っていました。そして、とても怒って全力で吹きました。
そくざに城砦や要塞、町や村が崩壊し、王様や娘は下敷きになって死んでしまいました。若者が角笛を下に置かないでもう少し長く吹いていたら、全てが廃墟になり、石ですらなくなっていたでしょう。その後は誰も反対する者はなく、若者は国全体の王様になりました。
Było kiedyś trzech braci, a popadali oni w coraz głębszą biedę. Gdy nędza ich była już tak wielka, że cierpieli głód i nie mieli czego przegryźć, rzekli: "Nie może być tak dłużej. Będzie lepiej, jak ruszymy w świat szukać szczęścia."
Ruszyli więc w drogę, a przeszli już wiele dalekich dróg i niejedno ździebełko trawy podeptali, lecz szczęście ciągle ich nie spotykało. Pewnego dnia doszli do wielkiego lasu, a po jego środku stała góra, gdy zaś podeszli bliżej, zobaczyli, że owa góra była cała ze srebra. Najstarszy rzekł tedy: "Znalazłem już szczęście, którego sobie życzyłem, większego nie pragnę." Zabrał z tego srebra, ile tylko mógł unieść, zawrócił i poszedł z powrotem do domu. Pozostali dwaj jednak rzekli: "Do szczęścia trzeba na więcej niż tylko srebro," nie ruszyli go i poszli dalej.
Gdy już tak szli kolejnych parę dni, doszli do góry, a była ona cała ze złota. Drugi brat stanął, pomyślał, lecz nie miał w sobie pewności.
"Co mam robić?" rzekł. "Mam zabrać tyle złota, żeby mi starczyło do końca życia, czy mam iść dalej?" W końcu postanowił, napełnił kieszenie ile wlazło, powiedział swemu bratu Bądź Zdrów i poszedł do domu.
Trzeci jednak rzekł: "Srebro u złoto, mnie to nie rusza: Nie wyrzeknę się mojego szczęścia, być może jest mi przeznaczone coś lepszego." Poszedł dalej, a gdy szedł już trzy dni, dotarł do lasu, który był jeszcze większy niż poprzedni i zdawał się nie mieć końca. A że nie znalazł nic do jedzenia ni picia, bliski był śmierci. Wszedł tedy na wysokie drzewo, by na górze spróbować dojrzeć końca lasu, lecz jak daleko okiem sięgnął, nie widział nic prócz wierzchołków drzew. Postanowił więc z drzewa zejść, a że głód go dręczył, pomyślał: Gdybym tylko mógł nasycić ciało. Gdy zszedł, ujrzał ze zdziwieniem, że pod drzewem stoi stół, suto zastawiony jadłem, którego woń unosiła się jemu naprzeciw. "Tym razem," rzekł, "moje życzenie spełniło się na czas," i nie pytając, kto jadło przyniósł i ugotował, zbliżył się do stołu i jadł ochoczo, aż zaspokoił głód. Gdy skończył, pomyślał: Byłoby szkoda taki zostawić taki przedni obrusik, by niszczał w lesie. Złożył go więc starannie i schował. Potem ruszył dalej, a wieczorem, gdy głód znów go trawił, chciał wystawić na próbę swój obrusik, rozłożył go i rzekł: "Życzę sobie, byś znowu zastawiony był dobrym jadłem," a ledwo życzenie wyszło z jego ust, stało na nim tak wiele mis najprzedniejszego jadła, ile tylko zmieścić się mogło. "Widzę już," rzekł, "widzę już w jakiej kuchni gotuje się dla mnie, jesteś mi milszy niźli góra srebra i złota," dojrzał bowiem, to jego ObrusikuZastawSię wszystko to sprawił. Schował go delikatnie i schludnie do swego tobołka i ruszył w drogę do domu.
Nie zaszedł daleko, gdy spotkał jeźdźca. Był od uzbrojony po zęby, spojrzał groźnie i rzekł doń: "Jazda, przyjacielu, dawaj mi tu kawał chleba, czy co tam masz na drogę w swoim tobołku." Chłopak jednak odparł: "Jeśli jesteście głodni, na miłość Bożą, podzielę się z wami" Wyciągnął potem obrusik z tobołka, rozłożył na ziemi i rzekł: "Obrusiku zastaw się" Wnet stanęło przed nimi gotowane i pieczone, a było tak ciepłe, jakby właśnie przyszło z kuchni. Wojak zrobił wielkie oczy, nie kazał się długo prosić, zsiadł z konia skorzystał z okazji i wsuwał do gęby coraz większe kęsy, gdy już pojedli, jeździec uśmiechnął się i rzekł: "Słuchaj, twój obrusik zdobył u mnie poklask, to by było coś dla mnie, na moich wyprawach wojennych, gdzie nikt mi dobrze nie gotuje. Proponuję zamianę, tam u siodła wisi tornister. Jest stary i niepozorny, lecz tkwią w nim cudowne moce. Gdy zapukać z tej strony, przybędzie sto tysięcy ludzi piechoty i konno, gdy zapuka się z drugiej strony, nadejdą rozmaici muzykanci. Jeśli dasz mi obrusik, jest twój."
"Niechaj będzie," rzekł chłopak, 2jeśli nie może być inaczej, to się zamienimy," dał jeźdźcy obrusik, zdjął z siodła tornister, przewiesił go i się pożegnał. Gdy uszedł kawałek drogi, chciał wypróbować cudowne moce swego tornistra i zapukał. Wnet stanęło przed nim sto tysięcy ludzi piechoty i konno, a ich wódz rzekł "Czego pragnie mój pan i władca?"
"Pospieszcie za jeźdźcą i zażądajcie z powrotem mojego obrusika."
Skręcili w lewo, a nie trwało wcale długo, gdy przynieśli czego żądał, a co zabrali jeźdźcy nie pytając wiele. Kazał im potem odejść i poszedł dalej.
Wędrował potem dzielnie za swoim nosem dobrą chwilę, gdy zobaczył, jak drogą nadjeżdża drugi jeźdźca, też był strasznie uzbrojony, a zażądał tego, co poprzedni. Chłopak miał mu dać jeść. Rozłożył więc swój obrusik i zaprosił bohatera, by zsiadł z konia i razem się posilili. Po jedzeniu jeździec rzekł: "W mojej torbie przy siodle mam stary sfatygowany kapelusik. Ma on taką dziwną właściwość: Gdy się go nałoży i obróci na głowie, wyjadą armaty jakoby dwanaście wyjechało jedna obok drugiej i wszystko roztrzaskają, że nikt się przed nimi nie uchroni. Oddam to za twój obrusik.
"Da się tego słuchać," odpowiedział, wziął kapelusik, włożył na głowę, a swój obrusik zostawił. Ledwo jednak uszedł kawałek, zapukał w swój tornister, a jego żołnierze musieli obrusik odebrać. Jedno do drugiego, pomyślał, a mi się wciąż zdaje, jakoby mojej szczęście jeszcze się nie kończyło. Jego myśli go też nie oszukały.
Gdy uszedł już kawałek, spotkał trzeciego jeźdźcę, który nie inaczej od poprzednich zażądał od niego jedzenia. Dał mu jeść ze swego obrusika, a jeźdźcy smakowało to tak bardzo, że na odchodne zaoferował mu w zamian rożek, który miał właściwości całkiem inne od kapelusika. Gdy się w niego dmuchało, waliły się wszelkie mury i twierdze na kupę. Chłopak dał mu wprawdzie za to obrusik, lecz jego drużyna musiała wkrótce go odebrać, tak że w końcu miał tornister, kapelusik i rożek.
"Teraz," rzekł, "jestem gość co się zowie, czas już wracać do domu i zobaczyć, jak idzie braciom."
Gdy dotarł do domu, jego bracia zbudowali sobie za srebro i złoto piękny dom i stali się bogatymi kupcami. Wstąpił do nich, ale że przyszedł w na wpół podartym surducie, z nędznym kapelusikiem na głowie i starym tornistrze na plecach, dziwili się, że tak mało zyskał na swojej wędrówce. Był jednak ich rodzonym bratem, umiłowali się nad jego nędzą, obdarowali go suto, żeby mógł żyć z tego do końca życia. On jednak rzekł: "Drodzy bracia, jeśli nie jesteście zbyt dumni i się mną nie gardzicie, zapraszam was dzisiaj na ucztę, by uczcić nasze spotkanie." Oni zaś złajali go i rzekli: "Chcesz na raz przejeść, co ci daliśmy?" On jednak nie popuszczał i prosił ich coraz bardziej, by z nim zjedli, zgodzili się więc w końcu. Kazał im usiąść do stołu, zrobili to i kiwali głowami, bo nie stała na nim żadna misa. On zaś wziął swój obrusik, rozłożył go i rzekł swoje słowa, a w jednej chwili stół stał pełen najprzedniejszych potraw: smażonych, gotowanych, pieczonych, do tego wszelkie gatunki wina, tak pyszne, że na królewskim stole lepszych nie było. Bracia wołali "ach" i "och, to ci dopiero, nie jesteś taki biedny, jaki surdut pokazujesz," raczyli się zadowoleni i niczego om nie brakło. Ich gospodarz zaś wziął swój tornister i puknął w jedną ze stron. Naschodziło się grajków i grali najwspanialszą muzykę. Potem puknął z drugiej strony, komenderował swoją setką tysięcy żołnierzy, którzy musieli, jak często trzej bracia pili, strzelać do wiwatu ze wszystkich rur.
Usłyszał to król, który mieszkał cztery mile stamtąd. Pomyślał sobie, że nadciąga wróg, dlatego też posłał swego trębacza, by sprawę wybadał i doniósł mu, co ów hałas oznacza. Trębacz poszedł i opowiedział swojemu królowi, że trzej bracia świętują swoje spotkanie i dobrze się razem bawią. Król kazał zaprzęgać i sam tam pojechał, bo nie dawało mu spokoju, że zwykli ludzie komenderują żołnierzami na swojej uczcie, dokładnie tak jak wielki pan. Gdy dojechał, przywitano go uprzejmie i poproszono, by zasiadł do stołu i z nimi się raczył. Zrobił to też, a zawsze gdy jakaś misa była pusta, na jej miejscu stawała nowa, a wino w dzbanach nigdy się nie kończyło. Spodobało się to królowi tak bardzo, że postanowił, iż musi mieć taki obrusik. Zaproponował w zamian ziemię i wielką część swojego skarbu. Chłopak jednak, do którego obrusik należał, nie chciał go oddać za żadne skarby tego świata. Rzekł więc król: "Nie oddasz po dobroci, to wezmę siłą," zdjął obrusik ze stołu, wsiadł do swej karocy i rozkazał stangretowi jechać tak szybko, że koniom spod kopyt sypał się ogień. W zamku kazał zamknąć wszystkie drzwi i bramy, dał rozkaz, by, jeśli przyjdzie chłopak, do którego obrusik należy, mają go nie wpuszczać, lecz dać dwadzieścia batów po garbie. Niedługo potem też się zjawił, przed króla go nie puścili, musiał odejść żałośnie potłuczony z siniakami.
Popadł w gniew, zapukał w tornister, aż stanęło przed nim sto tysięcy w rządku, rozkazał im otoczyć zamek króla. Król posłał kapitana ze swoimi zastępami przeciw niemu, by przepędził z miasta nieproszonego gościa. Lecz sto tysięcy odparło kapitana z jego ludźmi, że musieli uchodzić z zakrwawionymi nosami. Król rzekł: "Tego typka da się jeszcze okiełznać," i wysłał następnego dnia jeszcze większe zastępy przeciw niemu, lecz tym razem zdziałali jeszcze mniej. Chłopak obrócił parę razy kapelusika na głowie: Poczęły spadać ciężkie pociski, ludzie króla zostali pobici i przepędzeni.
"Teraz nie będzie pokoju," rzekł, "nim król nie odda mi za żonę swojej córki i w jego imieniu nie będę panował w całym królestwie." Kazał to obwieścić królowi, a ten rzekł do swej córki: "Przymus to twardy orzech, ale cóż pozostaje mi innego, niż to bym uczynił, czego żąda? Jeśli chcę mieć pokój i zachować koronę na głowie, muszę cię oddać."
Świętowano więc weselisko, a chłopak odzyskał swój obrusik, a prócz tego miał jeszcze królewnę. Król był naprawdę smutny, jeszcze smutniejsza była królewna, że jej mąż był podłego stanu, nosił nędzny kapelusik, przewieszony miał stary tornister. Chętnie by się go pozbyła, myślała więc dzień i noc, jak tego dokonać. Myślała sobie: Czy jego moc tkwi w tornistrze? Zaczęła więc udawać miłą, a gdy jego serce zmiękło, rzekła: "Gdybyś tylko odstawił ten tornister, tak cię oszpeca, że muszę się ciebie wstydzić."
"Drogie dziecko," rzekł, "ten tornister to mój największy skarb, jak długo go mam, nie boję się żadnej potęgi na tym świecie" i zdradził jej, jakimi cudownymi mocami był obdarzony. Objęła go za szyję, jakby chciała go pocałować, zdjęła chyżo tornister z pleców i z nim uciekła.
Gdy tylko była sama, zapukała w niego i rozkazała wojakom, by pojmali swego poprzedniego pana i wyprowadzili go z królewskiego pałacu. Posłuchali, a fałszywa żona rozkazała, by jeszcze więcej ludzi przepędziło go z kraju.
Byłby zatem stracony, gdyby nie miał kapelusika. Ledwo wolne były jego ręce, obrócił go parę razy. Natychmiast poczęły grzmieć pociski i wszystko rozbiły. Królewna musiała przyjść sama i prosić o łaskę. A że prosząc wzruszyła go i obiecała poprawę, dał się przekonać i zgodził się na pokój. Była dla niego miła, udawała, że bardzo go kocha, a po pewnym czasie tak go ogłupiła, że jej zaufał, nawet gdyby ktoś miał w swojej mocy tornister, i tak nie mógłby mu nic zrobić, jak długo miał jeszcze stary kapelusik. Gdy znała już tą tajemnicę, poczekała aż zasnął, potem zabrała mu kapelusik i kazała go wyrzucić na ulicę.
Ale został mu jeszcze rożek, w wielkim gniewie zadmuchał w niego ze wszystkich sił. Wnet padły wszystkie mury i umocnienia, cały zamek, zabiły przy tym króla i królewnę, a gdyby nie odstawił rożka i dmuchał jeszcze troszkę, runęłoby na kupę wszystko, nie zostałby kamień na kamieniu. Nikt już mu się nie opierał, ogłosił się tedy królem nad całym królestwem.


Tłumaczył Jacek Fijołek, © Jacek Fijołek