- Córko moja, czuję, że śmierć moja się zbliża, pozostawiam ci ten domek, będzie cię on chronił od wiatru i chłodu, daję ci też wrzeciono, czółenko i igłę, abyś mogła sobie zarabiać na chleb.
Potem pobłogosławiła ją i dodała:
- Niechaj Bóg mieszka zawsze w twym sercu, a będzie ci dobrze.
Po tych słowach zamknęła oczy i zmarła. A gdy ciało jej oddawano ziemi, dzieweczka szła za trumną zalewając się łzami.
Odtąd sierotka żyła sama w małym domku, pilnie przędła, tkała i szyła, a błogosławieństwo poczciwej staruszki spoczywało na wszystkim, co czyniła. Zdało się, jakby len sam się mnożył w izdebce, a gdy tylko utkała sztukę płótna lub kobierzec czy uszyła koszulę, wnet znajdowała nabywcę, który płacił jej hojnie, tak iż nie odczuła nędzy i innych jeszcze mogła wspomagać.
W owym czasie jechał syn królewski przez kraj szukając sobie żony. Biednej nie mógł wziąć za żonę, bogatej zaś nie chciał.
Rzekł więc:
- Ta będzie moją żoną, która jest zarazem najbiedniejsza i najbogatsza!
Gdy przybył do wsi, gdzie mieszkała sierotka, począł się rozpytywać, kto tu jest najbogatszy i najbiedniejszy. Wymieniono mu nasamprzód najbogatszą dziewczynę i dodano, że najbiedniejszą jest dzieweczka, która mieszka w małym domku na końcu wsi. Bogata siedziała wystrojona przed domem, a gdy się królewicz zbliżył, wstała i skłoniła się przed nim. Królewicz spojrzał na nią, nie rzekł ani słowa i pojechał dalej. Gdy przybył do domku biednej, dzieweczka nie stała przed drzwiami, lecz siedziała w swej izdebce. Królewicz zatrzymał konia, zajrzał przez okno, przez które padały jasne promienie słońca, i ujrzał dzieweczkę, która siedziała przed kołowrotkiem i przędła pilnie. Podniosła wzrok, a gdy ujrzała królewicza, zarumieniła się, spuściła oczy i przędła dalej. Nie wiem, czy nitka była tym razem zupełnie równiutka, ale dzieweczka przędła tak długo, aż królewicz odjechał. Potem podeszła do okna, otworzyła je i rzekła:
- Tak gorąco jest w izbie!
Ale patrzała za nim, póki mogła dojrzeć jego biały pióropusz.
Potem wróciła znowu do pracy i przędła dalej. Wtem przypomniał się jej wierszyk, który matka chrzestna mówiła często, gdy sierotka siedziała przy pracy, rzekła więc:
Pomknijże, wrzeciono, wrzeciono moje,I cóż się stało! Wrzeciono wyskoczyło jej natychmiast z ręki i wymknęło się przez drzwi. A gdy wstała zdumiona, ujrzała, że mknie ono podskakując wesoło przez pole i przędzie za sobą złotą nić. Po chwili znikło jej z oczu.
Sprowadź oblubieńca w nasze podwoje!
Sierotka nie miała już teraz wrzeciona, wzięła więc do ręki czółenko, siadła do krosien i poczęła tkać.
Tymczasem wrzeciono przędło dalej, a w chwili, gdy się skończyła złota nić, dognało królewicza.
- Co widzę? - zawołał młodzieniec. - Czyżby to wrzeciono chciało mi pokazać drogę?
I zawrócił konia jadąc śladem złotej nitki.
Dzieweczka zaś siedziała przy pracy i zanuciła.
Ach, tkajże, tkaj, czółenko moje,I w tejże chwili czółenko wyskoczyło z jej dłoni, pomknęło do drzwi i poczęło tkać od progu kobierzec tak piękny, jakiego jeszcze nie widziano. Po obu stronach kwitły róże i lilie, a w środku na złotym tle wiły się zielone gałązki, pośród których skakały zajączki i króliki. Pomiędzy nimi migały głowy jeleni i saren, a na gałązkach siedziały kolorowe ptaki. Tego tylko brakowało, aby zaśpiewały. Czółenko biegało pilnie tam i z powrotem i zdawało się, że to wszystko samo z siebie wyrasta.
Oblubieńcowi wskaż podwoje!
Nie mając czółenka siadła dzieweczka do szycia. Trzymając igłę w ręku nuciła:
Igiełko droga, igiełko moja, szyj zawzięcie,A igiełka wnet wyskoczyła z jej palców i zakrzątnęła się po pokoiku. Jak gdyby duchy niewidzialne pracowały, wnet pokrył się stół i ławki zielonym suknem, krzesła atłasem, a w oknach zawisły piękne firanki.
Przygotuj izbę oblubieńcowi na przyjęcie!
Zaledwie igiełka uczyniła ostatni szew, dzieweczka ujrzała przez okno białe pióra na kapeluszu królewicza, którego sprowadziło wrzeciono swą złotą nitką. Królewicz zsiadł z konia, wszedł po kobiercu do domu, a gdy otwarł drzwi do izdebki, ujrzał sierotkę, w skromnej sukience, lecz lśniącą jak róża na krzewie.
- Ty jesteś najbiedniejszą i najbogatszą zarazem - rzekł. - Pójdź, będziesz moją żoną.
Dzieweczka milczała, ale podała mu dłoń. Wówczas królewicz ucałował ją i wyprowadził z izdebki. Wziął ją na swego konia i powiódł do zamku królewskiego, gdzie natychmiast wyprawiono huczne wesele. Wrzeciono zaś, czółenko i igłę przechowywała młoda królowa w skarbcu czcząc je i szanując.